lipca 15, 2018

'Motylek' Katarzyna Puzyńska


'Rozwinę kolorowe skrzydła. Będę Motylkiem.'

Nie ulega wątpliwości, że autorka miała plan na tę książkę, ba, na całą serię Lipowa i z przyjemnością muszę stwierdzić, że wywiązała się z niego w bardzo dobrym stylu. Pomimo początkowej sztampy, która spowodowała, że aż mi piasek między zębami zazgrzytał, opowieść okazała się być zdecydowanie mniej przewidywalna, a opisywane w niej zachowanie aż nad wyraz ludzkie. Po pierwszych paru stronach byłam przekonana, że spotkam się z historią z gatunku: młoda, piękna, porzucona kobieta zostaje najlepszym śledczym na świecie i rozwiązuje dokładnie wszystkie zagadki całej okolicy. Zamiast tych odgrzewanych kotletów dostałam powieść o wiele bardziej realistyczną. W którymś momencie zaczęłam się nawet zastanawiać, czy Puzyńska nie zastosowała się do metody Agathy Christie, która twierdziła, że najpierw wybiera mordercę, a później dopiero tworzy historię.

To, co z całą pewnością spodobało mi się w „Motylku”, bo wolę nie używać słowa zachwyciło, to przegląd ludzkich zachowań, charakterów i osobowości, z których właściwie żadna się nie powtarza. Oczywiście, są między nimi cechy wspólne, ale i czy między nami, ludźmi z krwi i kości, nie występują one właściwie na każdym kroku? Jednocześnie mamy w tej historii niemalże pełen przegląd małomiasteczkowej, czy wręcz wioskowej, społeczności, która tylko z pozoru jest taka sielska i anielska. Ideałów po prostu nie ma.
'Kara, kara, kara.'

Z mojej strony na pochwałę zasługuje również rozbudowanie wątków postaci nie tylko drugoplanowych, ale i trzecioplanowych, które nie mają aż tak wielkiego znaczenia dla głównego wątku. Nie można jednak zapomnieć, że to właśnie ich działania, postawy i rodzinne oraz przyjacielskie relacje nie raz wpływają na bieg wydarzeń, na jakieś zmiany charakterologiczne u głównych bohaterów, czy wprost pchają ich na przód.

Wątek morderstw i prowadzonego śledztwa przedstawia się z kolei dość realistycznie. Nie mamy tutaj właściwie odkryć nie mogących się w ogóle wydarzyć, mamy styczność z nieporadnością policjantów, którzy nie należą do kryminalnych i kontrast z komisarz, która już niejedno widziała i niejedno wie. Jednocześnie, co uważam chyba za najważniejsze, przez całą opowieść przewijają się podpowiedzi na temat osoby mordercy, które stają się niemalże oczywiste, gdy dobrniemy już do końca. Nagle pewne wydarzenia będą lepiej dostrzegalne i pokażą swoje drugie dno, które przy pierwszej styczności całkowicie zignorujemy. Albo poświęcimy im chwilę na rozważania, by potem rzucić je w kąt i pomknąć dalej z nurtem historii.
'W mroźny zimowy poranek na skraju wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Początkowo wydaje się, że kobietę potrącił samochód, okazuje się jednak, że ktoś ją zabił i upozorował wypadek. Kilka dni później ginie kolejna osoba.'

Nie twierdzę, że jest to powieść idealna, ale zdecydowanie warta przeczytania. Zwłaszcza jeśli lubi się dobre kryminały, gdzie wszystko wydaje się tworzyć logiczną całość, a wina danej osoby nie jest widoczna jak na dłoni. Tutaj mieliśmy aż nazbyt wielu podejrzanych, na których wskazywały poszczególne poszlaki. A to dobrze. Na co komu w końcu kryminał, w którym od samego początku wiadomo, kto jest mordercą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Urząd Książki , Blogger